piątek, 29 marca 2013

Inc.- "No World"

Album dwójki panów to zbiór świetnych, łagodnych i przyjemnych w słuchaniu bitów, połączony z bardzo dobrym wokalem. Krążek wydaje się idealny na rozluźnienie i chwilę spokoju. Utwory są na podobnym poziomie, dzięki czemu nie ma na albumie żadnego zbędnego momentu.
Prawdziwa przyjemność dla ucha i jeden z kandydatów do krążka roku.

Ocena 4/5

środa, 27 marca 2013

Mało znani a warci poznania artyści: Zelienople

Zelienople to zespół, jakich zdecydowanie mało w muzyce. Grają utwory ciężkie, czasem chaotyczne , przy tym świeże i nie do podrobienia. Ich albumy to mieszanka Slowcore'u, Dronu i psychodelicznych wstawek. Czasami nie pogardzą również Post- Rockiem, jednak w mniejszej części. Niesamowite linie basowe w połączeniu ze znakomitym echem tworzą mistyczne dzieła. Czasem odrzucą psychodeliczne wstawki zastępując je ambientem, jak miało to miejsce chociażby na ich ostatnim albumie "The World is a House on Fire", który umieściłem na liście 10 najlepszych krążków 2010r.
Znakomity przykład na to, że współcześnie istnieją artyści, przy których nawet największe legendy wypadają blado.

David Bowie: "The Next day"

Najnowszy krążek legendarnego artysty można uznać za podsumowanie jego kariery. Na "The Next Day" mamy bowiem klimaty z "Hunky Dory", "Low", czy "Heroes". Bowie nic nowego nie odkrywa, lecz przynajmniej oferuje nam krążek na dobrym poziomie. Po tylu latach kariery dalej brzmi klimatycznie i intrygująco. Sam jego wokal wypada olśniewająco. Warto poznać krążek.

Ocena 3,5/5

wtorek, 26 marca 2013

Przereklamowane filmy: Zielona mila


"Zielona mila" Darabonta należy zdecydowanie do jednej z największych tajemnic kina. Co sprawia, że film jest tak lubiany na niemal każdym portalu filmowym? Na dodatek zdobył nominację do Oscara za film roku. Nie będę starał się tego wyjaśnić, bo nie potrafię, lecz napiszę, dlaczego należy on raczej to grupy złych filmów.
Dla tych, którzy nie znają fabuły tego obrazu, napiszę krótko, że historia skupia się na dużym murzynie, który używając swoich super mocy, chciał ocalić jedną małą dziewczynkę, jednak mu nie wyszło. Niestety dla niego, grupa ludzi, która zobaczyła nieszczęsnego chłopa z małą martwą dziewczynką, oskarżyła go o zamordowanie owego nieboszczyka. Zostaje on skazany na śmierć na krześle elektrycznym. Niestety dla niego i dla nas, zanim dojdzie do egzekucji spędzi trochę czasu otoczony bandą super dobrych strażników, gdzie jeden z nich ma twarz smutnego Toma Hanksa.
Na początek, czy to nie dziwne, że akurat nasz bohater trafił na strażników niezwykle uprzejmych i miłych? A jedyny antagonista w filmie to debil? Mniejsza o tego złego, dziwi mnie, że żaden z nich po tym, jak już wiedzieli, że nasz czarny przyjaciel posiada wielką moc uzdrawiania (czy coś w tym stylu) nie postanowił jednak wspomnieć komuś, że mają w więzieniu prawdziwy skarb. Najwyraźniej wszyscy byli tak wyrozumiali, że postanowili przystać na samobójcze potrzeby głównego bohatera.
A sam nasz główny bohater, czy naprawdę jest warty tych łez, które widzowie podobno wylewają na końcu tego filmidła? Miał wielką moc, mógł nią ratować życia, uzdrawiać choroby, lecz to wymagało od niego wielkiego poświęcenia, na które jednak nie przystał (coś tam było o tym, iż chłop cierpi przez moment, gdy bierze na siebie choroby innych). Czy tak zachowują się prawdziwi bohaterowie? Już w komiksie o Spidermanie, padło zdanie, że "wielka siła to wielka odpowiedzialność". Tak naprawdę, gdyby bohater "Zielonej mili" był prawdziwym dobrym charakterem, nie prosiłby o śmierć, dalej by pomagał mimo wszystko. A tak, jak go możemy nazwać? Bez wątpienia jest fałszywym człowiekiem. Przez cały czas ma na mordzie łzy i próbuje nas zasmucić, jednak ja tego nie kupuję! Jest po prostu nic nie warty, a twórcą udało się jednak przekonać widzów, że coś w nim jest, po to by go posadzić na krześle i wywrzeć na widzu jeszcze większe emocje. Typowo amerykański zabieg.
Jednak to nie wszystko na czym kończy reżyser. Akcja filmu rozgrywa się w latach 30 w Luizjanie, a do 1957 roku egzekucje więzienne w tym stanie odbywały się w budynkach sądowych, nie więzieniach! Czy twórcy o tym wiedzieli? Jestem przekonany, że tak, lecz w takim budynku sądowym zapewne nie byłoby Toma Hanksa patrzącego się na głównego bohatera, więc i pewnie emocje byłyby mniejsze, bo Tom jest taki wzruszający z tą swoją smutną miną. Lipnie Panie Darabont, lipnie!
Niestety zanim dojdzie do egzekucji, trzeba przetrwać przez niemal trzy godziny rozmów, sytuacji, z których połowę można by wyrzucić i zrobić nieco krótszy film.
Tyle wystarczy. Nie czytałem książki, na podstawie której zrobiony jest film, lecz jeśli podobne głupoty są w powieści, nie usprawiedliwia to twórców obrazu. Błędy zawsze można usunąć, a fabułę nieco zmienić (Kubrick zrobił to z "Lśnieniem" i wyszło arcydzieło horroru). Tak więc dla mnie ten obraz jest gigantyczną pomyłką. Nie zasługuje on w najmniejszym stopniu na uwielbienie, jakim go obdarza publiczność. Jest za długi, bohaterowie są "czarno-biali" (nie chodzi mi o kolor skóry), twórcy 'karmią" nas tandetnymi sztuczkami, aby wymusić na nas emocje. "Zielonej mili" niestety bliżej do gniota niż arcydzieła.
3/10 dla filmu.

poniedziałek, 25 marca 2013

Hadouken- Every Weekend

Hadouken z każdą nową płytą spada z formy. Niewątpliwie ich debiutancki krążek, był najlepszy w ich dorobku. Nie było to wykwintne dzieło, lecz mieli swój młodzieńczy elektryczny styl. Polubiłem ich za to. Drugi krążek był już mniej Hadoukenowy, jednak piosenki były chwytliwe, co sprawiło, że był całkiem niezły. Na najnowszym krążku, nie ma już praktycznie nic z ich stylu z debiutu. Zespół przerzucił się na bardziej typowe dla współczesnej muzyki rozrywkowej znanej z radia bądź z klubów, proste elektroniczno- haousowe brzmienie, z dodatkiem dubstepu (lecz nie tego w stylu Buriala, a bardziej pospolitego). Wyszedł w sumie krążek jednokrotnego użytku, może z dwoma bądź trzema utworami, które mogę przesłuchać więcej niż raz.
Every weekend nie jest albumem beznadziejnym, ale niestety nie wniósł nic świeżego do muzyki klubowej. Nie miałem wielkich wymagań co do krążka, mimo to nieco się rozczarowałem. Spodziewałem się czegoś ciekawszego.

Ocena 2/5

wtorek, 19 marca 2013

Koncerty w Polsce 2013

W 2013 roku po polskiej ziemi będą stąpać prawdziwi giganci muzyki. Pierwszym z nich był Dj Shadow, który 14 marca zagrał w Sopocie, natomiast 15 marca w jednym z krakowskich klubów zagrał zespół Swans. Co jeszcze czeka Polaków w obecnym roku?

25 czerwca w Krakowie zagra jeden z najważniejszych zespołów muzyki elektronicznej i muzyki w ogóle, czyli legendarny muzyczny gigant Portishead!

25 czerwca we Warszawie zagrają legendarni mistycy z Islandii, Sigur Ros!

20 lipca w Poznaniu wystąpi zespół frontmana Radiohead, Thoma Yorka, czyli Atom For Peace, którzy w tym roku wydali swój debiutancki album.

W dniach 2-4 sierpień w Katowicach w ramach OFF festivalu wystąpią dwie muzyczne legendy, My Bloody Valentine oraz Godspeed You black Emperor!

W 2013 roku do polski zawitają jeszcze m.in. tacy artyści, jak Cypress Hill, Kendrick Lamar oraz FatboySlim

Wygląda na to, że Polska w tym roku to światowa stolica muzyki:) Brakuje jeszcze tylko, aby nasz kraj odwiedził Radiohead:)

piątek, 15 marca 2013

Top 50 albums of 2012



Oto lista najlepszych albumów z 2012 roku, jakie słyszałem. Rok 2012 był w moich oczach niezwykle udany. Kilka krążków to prawdziwe mistrzostwa muzycznego świata. Każdy album z listy jest wart poznania, a im wyżej w górę tym pojawia się więcej krążków, które nawet powinno się poznać. Lista jest "ruchoma" to znaczy, że jeśli przesłucham jakiś album z 2012 na wysokim poziomie, który będzie warty poznania, to oczywiście zrobię aktualizację.




50. Sweet Heart Sweet Light- Spiritualized
49. Instrumental Mixtape 2- Clams Casino
48. Shrines- Purity Ring
47. Kin- iamamiwhoami
46. Narrow- Soap&Skin 

45. Bloom- Beach House
44. Ideas From the Pond- Petar Dundov
43. Music for the Quiet Hour / The Drawbar Organ EPs- Shackleton

42. Undersea- The Antlers
41. Ready- Jacques Greene


40. (III)- Crystal Castles
39. Total Loss- How to Dress Well
38. The Money Store- Death Grips
37. Unicursal Hexagram- Jahiliyya Fields
36. Cancer 4 Cure- EL-P 

35. Psychedelic Pill- Neil Young 
34. Sublunar- Kane Ikin  
33. Anastasis- Dead Can Dance
32. 'Allelujah! Don't Bend! Ascend!- Godspeed You Black Emperor
31. Coexist- The xx
 
30. Wilk Chodnikowy- Bisz
29. III- Toundra
28. Valtari- Sigur Ros 
27. Kill for Love- Chromatics 
26. Pandora's Piñata- Diablo Swing Orchestra 
25. An Awesome Wave- Alt-J 
24. All We Love We Leave Behind- Convarge 
23. BBNG2- BADBADNOTGOOD  
22. Clear Moon- Mount Eerie
21. His He She & She- Blawan


20. Lux- Brian Eno 

19. Portico Quartet- Portico Quartet
18. Held- Holy Other 
17. R.I.P- Actress  
16. Recomposed by Max Richter: Vivaldi - The Four Seasons (Konzerthaus Kammerorchester Berlin/André de Ridder; Daniel Hope)- Max Richter 

15. Attack on Memory- Cloud Nothings   
14. Ekstasis- Julia Holter
13. Elemental Part Three: Rose- Demdike Stare
12.
Until the Quiet Comes- Flying Lotus  
11. Our Turn, Anytime- Himuro Yoshiteru  


10. The World Is a House on Fire- Zelienople 
9. Re:- 柏大輔 [Kashiwa Daisuke] 
8.ƒIN- John Talabot  
7. Voices From the Lake- Voices From the Lake    
6. The Sear- Swans
5. Occult Rock- Aluk Todolo 
4. Quarter Turns Over a Living Line- Raime 
3. Kindred EP- Burial 
2. Luxury Problems- Andy Stott

1. good kid, m.A.A.d city- Kendrick Lamar 

Mało znani a warci poznania artyści: HTRK

Naprawdę polecam poznanie zespołu HTRK. Grupa do tej pory wydała dwa albumy, oba na najwyższym poziomie, do którego takie legendy, jak chociażby Queen nigdy nie dotarli.
HTRK znalazło swoje brzmienie, lecz nie kopiuje go na obu albumach. Przy ich debiucie z roku 2009 można zauważyć, że skupiają się na Post- Punku połączonym z No Wave, natomiast na krążku "work (work, work)" skupili się na Minimal Synth oraz Minimal Wave, lecz można też dostrzec nieco Post Punku.

Posłuchajcie sami na zachętę

http://www.youtube.com/watch?v=gZMfk5ZmtV4   piosenka z debiutu.

http://www.youtube.com/watch?v=SAhGNRkejCU  utwór z drugiego krążka.

Szczerze polecam, gdyż HTRK do artyści z prawdziwego zdarzenia. Nie kopiują innych, nie patrzą na muzyczną modę. Po prostu grają świeże, skomplikowane brzmienie, które każdy fan muzyki, oczekujący czegoś więcej niż standardowe standardy, powinien znać.

czwartek, 14 marca 2013

Przereklamowani artyści: Queen

Lubię Queen, naprawdę. Mają piosenki, które czasem słuchamć. Bohemian Rhapsody uważam za ich największy utwór i to zdecydowanie. Jak dla mnie jest to jedyny ponadczasowy utwór grupy. Z tym, że uważanie ich za jeden z największych zespołów w historii muzyki to gruba przesada. W większości ich piosenki to utworu robione pod publikę, nie było w nich nic nadzwyczajnego, niestety. Były dobre, lecz to wszystko. Queen nie wyróżniał się specjalnie jakością wśród innych zespołów. Sukces zawdzięczają piosenką, które z jakiegoś powodu wpadały słuchaczowi do ucha, lecz nie były to żadne muzyczne wirtuozje. W latach twórczości zespołu na rynku muzycznym istnieli artyści dużo bardziej urozmaiceni, ciekawsi muzycznie, jak Joy Division, The Cure, Pixies czy The Smiths. Ponadto Queen to głównie kilka/kilkanaście dobrych utworów porozrzucanych po wieloletniej twórczości legendy, jednak nie zrobili oni ani jednego krążka, którego można by nazwać arcydziełem. Najlepszy ich album "A Night at the Opera" w skali od 1 do 5 to 3,5-4 gwiazdkowy album. Może gdyby złączyć wszystkie najlepsze piosenki Queenu wówczas powstałby album 4-4,5 gwiazdkowy, lecz to i tak zdecydowanie za mało, aby być w gronie największych zespołów wszech czasów. Dlatego też uważam, że jest to jedna z najbardziej przereklamowanych grup w historii muzyki, mimo to lubię ich i oczywiście szanuję.

poniedziałek, 11 marca 2013

Atoms for Peace - "Amok"

Thom Yorke nie traci czasu. Kiedy nie nagrywa z Radiohead, nagrywa ze swoim nowym zespołem. "Amok" to przyjemne i interesujące połączenie Glitch popu z odrobiną IDMu. Do poziomu krążków Radiohead z lat 95-2011 brakuje co nieco, ale z debiutem może konkurować poziomem. Spokojne brzmienie utworów świetnie pasuje z wokalem Thoma.
Warto przesłuchać album

Ocena: 3,5/5

Przereklamowani artyści: Green Day

Niektórzy uważają ich za legendę. Inni umieszczają ich na listach najlepszych artystów dekady (90, 2000). Albumy "Dookie" i "American idiot" są uważane za kultowe i jedne z najlepszych w historii punk rocka. I wszystko za to, że tak ładnie grają proste melodie na gitarach. Prędzej niż do punk rocka zaliczyłbym ich do pop punku dla młodzieży. Ich muzyka jest banalna, powtarzalna, niestylowa, nieoryginalna, po prostu nudna. Jak na coś związanego z punkiem są bardo przyjaźni i w sam raz dla nastolatków niewymagających zbyt wiele od muzyki. Na dodatek ten wokalisty, zupełnie pozbawiony charyzmy i większych umiejętności. Najlepszym przykładem tego jest cover piosenki "Working class hero". Wydawać by się mogło, że utwór grany na gitarach elektrycznych powinien być mocniejszy od tego w bardziej akustycznym stylu. Lecz Green day udowodniło, że tak wcale nie jest ;)

niedziela, 10 marca 2013

Saga "Zmierzch" Przed świtem część 2

I stało się! Saga wszech czasów zakończona. Bill Condon zakończył przygodę największego romansu w dziejach ludzkości. Wyszło mu to epicko. Stworzył melodramat, przy którym nawet "Casablanca" i "Przeminęło z wiatrem" wypadają blado.
W ostatniej części tej historycznej sagi Bella Swan żyje już jako wampir i wraz ze swoim ukochanym Edwardem wychowują swoją córeczkę. Niestety na horyzoncie czai się niebezpieczeństwo, gdyż najnudniejsi... to znaczy najpotężniejsi z czarnych charakterów, jakich kiedykolwiek stworzono chcą z anihilować córkę pary kochanków. Po ponad godzinie rozmów dochodzi do najbardziej okrutnego pojedynku, jakie dane nam było widzieć. Co więcej reżyser funduje nam najbardziej zaskakujące zakończenie ze wszystkich zaskakujących zakończeń (o ile nie zorientujemy się wcześniej). Zakończenia "Podejrzanych" i "Podziemnego kręgu" to przy tym pikuś.
W tej części mamy chyba więcej ujęć romantycznych spojrzeń dwójki głównych bohaterów na siebie niż w każdej innej odsłonie sagi. Aktorstwo wybija się na wyżyny, te roboty grały tam niemal, jak ludzie!!! Aż trudno uwierzyć, że to maszyny pokryte ludzką tkanką.
Reżyser funduje nam masę problematyki, jak np. czy człowiek może zakochać się w innym człowieku zanim ten się urodzi??? Lub lepiej, czy może się zakochać w innym człowieku, zanim będzie wiedział, że kiedyś zostanie poczęty? Okazuje się bowiem, że ten ziomek, który często lata z gołą klatą, tak naprawdę nigdy nie kochał Belli. Przez cały czas uczuciem darzył córkę Belli, o której nie miał pojęcia, że się narodzi!!! A gdy już się narodziła zaklepał ją sobie. To daje nam nowe spojrzenie na pedofilię!!! Może pedofile nie są tacy źli, może też potrafią kochać? Ten film po prostu wyprzedza swoje czasy. A córka Edwarda i Belli musiała być szczęśliwa, nie posiadając wolnego wyboru. Chłop ją zaklepał i już, po sprawie. Romantyczne!!!
Mamy tutaj sporo nawiązań do twórczości Tarkowskiego- długie ujęcia, w tym przypadku na spojrzenia bohaterów. Co więcej nawiązania są również do twórczości Bergmana. Reżyser pokazuje nam to wręcz niezauważalnie, lecz przychodzi nam myśl, czy istnieje Bóg wampirów? Bergman nie dawał nam odpowiedzi (w jego wypadku na istnienie Boga, bowiem nigdy nie osiągnął takiego poziomu twórczego, aby pytać o Boga wampirów), ale tutaj możemy strzelać, że chyba tak.
Po seansie jedyne co nam przychodzi do głowy to jedno podstawowe pytanie... co by się stało, gdyby w pierwszej części przygód kochanków pojawił się Blade?
Arcydzieło wszech czasów!

Ocena: 1/5

piątek, 8 marca 2013

Przereklamowani artyści: Adele

Mógłby mi ktoś wytłumaczyć o co chodzi z zachwytem nad tą piosenkarką? Co jest w niej takiego nieziemskiego, że większość ją uważa za genialną artystkę? Album 21 nie miał w sobie nic wielkiego. Był ok, ale na tym się kończy. Całość zawiera masę smutnych prostych kompozycji, na których Adele wyje, jak wilk. W 2011 roku PJ Harvey wydała album o kilka klas lepszy i oryginalniejszy od 21. "Let Englad shake" było klimatyczne, znacznie ciekawsze, a melancholia na albumie nie była tak ostentacyjna. Poza tym Adele próbuje być wielką artystką i to niestety słychać na albumie (słabo jej to wychodzi). Natomiast Harvey zna swoją wartość i po prostu wygląda na to, że tworzy muzykę, jaka w jej duszy gra, nie zważając na to, czy będzie się album podobać, czy też nie. I to jest wielkie.
Niemal wszystkie piosenki na 21 brzmią identycznie. Wyjątek stanowi "Rolling in the deep", który jednak ma w sobie większą siłę od reszty ostentacyjnie romantycznych utworów. Dlatego też nie kapuję 6 nagród Grammy (pomijając, że Grammy są raczej słabe to wciąż najbardziej prestiżowe nagrody świata). Założę się, że uhonorowali ją statuetkami za niezwykle dużą liczbę sprzedanych egzemplarzy albumu. Inaczej tego nie potrafię wytłumaczyć.
Tak więc Adele trafia na listę "Najbardziej przereklamowanych artystów wszech czasów".

Kolekcjoner (2009r. i 2012r.)

Melton- Hmmm, słuchaj Marcus, nakręciłeś ostatnio takie klasyki horroru, jak Piła IV, V, VI, może czas zrobić nową serię. Co o tym myślisz?
Dunstan- Brzmi interesująco, a o czym miałaby być?
M- O gościu, który robi pułapki.
D- Brzmi oryginalnie. A po co robiłby te pułapki?
M- Będzie oczywiście zabijał ludzi, a niektórych zostawiał przy życiu, brzmi zachwycająco?
D- Ciekawe, ciekawe, a po co ma zostawiać przy życiu niektórych?
M- Bo będzie kolekcjonował ludzi. Atakował ich w ich domach, więził, a potem zostawiał pułapki w ich domach. Na końcu zabije wszystkich, oprócz jednej osoby, którą zabierze ze sobą w wielkiej czerwonej walizce.
D- A po co będzie robił pułapki, po tym jak ich już złapie? I po co będzie ich więził? Nie lepiej, aby od razu zabił każdego za wyjątkiem jednej osoby? Będzie to szybsze i nie narazi go na niepowodzenie.
M- No, ale wtedy nie działoby się nic, nie byłoby pułapek, byłoby zbyt dużo sensu.
D- Racja, to kiedy piszemy scenariusz?
M- Wymyśli się coś podczas kręcenia.

Tak pewnie wyglądał dialog obu Panów podczas wymyślania filmu.
Pierwszy Kolekcjoner zaczyna się od jednej z najgorzej przedstawionych scen w historii. Małżeństwo napotyka w swoim domu wielką czerwoną walizkę. Walizka nagle się poruszyła. Mąż podchodzi, aby to otworzyć, a żona mówi, aby tego nie robił. On jednak dzielnie otwiera i nagle bumm, ktoś ich łapie od tyłu. Scena może wbić się do kanonu horroru, jako ideał kiczu.
Dalej mamy dziwaczne napisy początkowe, później natomiast kilka scen ludzi w zwolnionym tempie oraz zbliżenie na pająka. Nie wiem, o co chodzi z tym pająkiem, ale w filmie jest jeszcze jedno zbliżenie na pająka oraz na kilka much. No i te nieszczęsne zbliżenia twarzy bohaterów. Nie kapuję po co? Zwyczajna rozmowa dwóch osób, a reżyser funduje nam ujęcia rodem od Leone.
Dobra jedźmy dalej. Okazuje się, że żona (chyba żona, niezbyt dokładnie uważałem w tej części, bo dalej byłem pod wrażeniem niezwykłych ujęć) protagonisty zadłużyła się u jakiś złych ludzi i musi spłacić ich do północy inaczej będzie źle. Mąż postanawia przyspieszyć akcję z innymi złymi osobami, z którymi ma układ i obrobić pewien dom już dzisiaj, aby spłacić tych pierwszych złych ludzi. I tam właśnie okazuje się, że nasz antagonista napadł na rodzinę. Rozłożył mnóstwo niezwykłych pułapek, niemal po całym domu. Naprawdę nie wiem po co to rozkładał, skoro i tak wcześniej pewnie uwięził tą rodzinę. Nie wiem też, po co trzyma ich wszystkich przy życiu i naraża się na ucieczki domowników. I dalej jest juz tylko bzdurna akcja typu, ja uciekam, ty gonisz, ty łapiesz, ja uciekam.
Druga część filmu zaczyna się bzdurną sceną z przeszłości jednej z bohaterek, zupełnie zbędną sceną, ale jak zwykle są zbliżenia na twarz. Później jest impreza w jakimś klubie, gdzie nasz antagonista porobił również niezwykłe pułapki. Pytam się, co za debil wpuścił go do klubu i pozwolił zrobić te wszystkie pułapki, dzięki którym wymordował dziesiątki osób? To nie ma w ogóle sensu. Ok, mniejsza z tym. W dalszej części kilku najemników, wynajętych przez ojca dziewczyny z pierwszej sceny filmu (bowiem kolekcjoner ją złapał i uwięził) odwiedza kolekcjonera w jego "domu" i tam zaczyna się cała zabawa. Najemnicy nie posiadają zbyt wielkich umiejętności, więc giną jeden za drugim i tak przez resztę filmu, o którym nie chce mi się już więcej pisać.
Kolekcjoner jest bzdurny, głupi, pozbawiony emocji, ciekawych bohaterów, scenariusza, dobrej reżyserii... cofnij... jakiejkolwiek reżyserii.
Odradzam oglądania!

Oceny obu części 1/5

czwartek, 7 marca 2013

Sadistik- "Flowers for my father"

Sadistik to mało znany raper, którego mogę też zaliczyć do grupy "mało znanych a niezwykle wartościowych artystów, których warto poznać". Debiut artysty, "The Balancing act" to zdecydowanie jeden z moich ulubionych krążków Hip Hop.
Na swoim najnowszych krążku, "Flowers for my father" potwierdza wysoki poziom. Chłopak ma talent i to spory. Czyżby jego drugi album okazał się najlepszych HH albumem 2013 roku? Wysoko postawił poprzeczkę. Na utworze "Song for the end of the world" wykorzystuje nawet wiersz Miłosza. Nowy krążek to spora dawka ciekawych, abstrakcyjnych bitów. W przeciwieństwie do debiutu, "Flowers for my father" jest bardziej melancholijnym krążkiem. Artysta dostarcza nam sporą dawkę swoich emocji, a największą chyba w końcówce pierwszego na krążku utworu "Petrichor. Jeszcze dwa, trzy albumy na podobnym, albo wyższym (takim, jak przy debiucie) poziomie i Sadistik będzie raperem wszech czasów:) Warto poznać.
Najlepsze utwory.
Seven Devils
Song for the end of the world
Petrichor
Wymienię tylko trzy, wystarczy:) 


Ocena krążka 4/5

Zamiast słuchać Lil Wayne'a, czy 50Centa, warto poświęcić czas na tego rapera. Nie pożałujecie!

http://www.youtube.com/watch?v=KPppjWXlSHc 

My Bloody Valentine- "m b v"

Po ponad 20 latach na muzyczną scenę powrócił legendarny zespół My Bloody Valentine. Nowy krążek to ten sam styl grupy, jaki grali na początku lat 90. Na albumie dostajemy niezwykłą gęstość gitarową, delay'e i przestery. Album zawiera zarówno kilka melancholijnych brzmień a także mocniejszych uderzeń. Kompozycje niezwykle ciekawe i pomimo, że "mbv" jest sporo słabszym krążkiem od legendarnego "Lovless", a i debiutowi grupy również ustępuje, to na pewno jest to pozycja obowiązkowa na 2012 rok. Z pewnością będzie to jeden z topowych krążków roku!

Ocena 4/5

środa, 6 marca 2013

Najlepsze filmy 2011 roku














1. Drive (Nicolas Winding Refn)
3. The Deep Blue Sea (Terence Davies)
3. Jodaeiye Nader az Simin (Asghar Farhadi)
4. A Torinói ló (Béla Tarr)
5. Róża (Wojciech Smarzowski)
6. Hoshi o Ou Kodomo (Makoto Shinkai)
7. We Need to Talk About Kevin (Lynne Ramsay)
8. Melancholia (Lars von Trier)
9. Killer Joe (William Friedkin)
10. Tinker, Tailor, Soldier, Spy (Tomas Alfredson)
Wyróżnienia: Hugo (Martin Scorsese) Serbuan maut (Gareth Evans) Shame (Steve McQueen) 50/50 (Jonathan Levine), Bır Zamanlar Anadolu'da (Nuri Bilge Ceylan), La Piel que habito (Pedro Almodóvar), The Tree of Life (Terrence Malick), Restless (Gus Van Sant) Carnage (Roman Polański), Le Havre (Aki Kaurismäki), Himizu (Shion Sono)

O co chodzi?

Witam serdecznie

Na tym blogu będę starał się przelewać swoje myśli na tematy muzyczne, filmowe a czasami z innych dziedzin (sport gry komputerowe, komiksy, książki itd.). Postaram się umieszczać tutaj swoje krótkie opinie na temat albumów muzycznych a także filmów (głównie z 2013 roku). Ponieważ uwielbiam wszelkiego rodzaju rankingi, postaram się tutaj umieszczać swoje listy. Co jakiś czas będą się pojawiać posty/teksty na temat przecenianych artystów, a także niedocenianych twórców. Współczesna muzyka obfituje w wielu mało znanych artystów, dlatego będę starał się polecać takowych. Mam swój gust i tego się trzymam. W odróżnieniu od wielu popularnych magazynów, ja nie faworyzuje, ani nie dyskryminuje żadnego gatunku muzycznego oraz filmowego, a także danego państwa.
Zapewne z wieloma moimi opiniami możecie się nie zgadzać, ponieważ gusta są różne, jednak możecie być przekonani, że nigdy nie będę polecał, czy też zachwalał słabego filmu, albumu itd. Macie gwarancję, ze wszystko co tutaj będę zachwalał będzie na dobrym poziomie:)
Moje myśli są bogate, więc mam nadzieję, ze ten blog będzie obfitował w przeróżne posty:)

Serdecznie wszystkich pozdrawiam:)