Człowiek ze stali zawsze był wzorem
cnót, zasad, wszelakiego dobra. Po prostu był harcerzykiem. W
obrazie Snydera, odeszli nieco od tej koncepcji. Superman (Henry
Cavill) jest bardziej ludzki niż kiedykolwiek, przez co jest
znacznie ciekawszą postacią niż tą, którą znałem z filmów
Donnera, czy serii „Liga Sprawiedliwych”.
Twórca „Watchmen” rozpoczyna swój
film od wydarzeń na Kryptonie, który w szybkim czasie czeka
zagłada. Ukazuje nam prawa, jakie panują na planecie. Obserwujemy
wysłanie dopiero, co urodzonego Kal-Ela na ziemię oraz przyczyny
buntu i kary dla Generała Zoda (Michael Shannon).
Następnie przenosimy się na ziemie,
lecz od razu do dorosłego życia Clarka Kenta szukającego swojego
miejsca na ziemi. Wydarzenia z młodości i problemy z
przystosowaniem się do świata ludzi Kryptończyka, obserwujemy w
retrospekcjach.
Błąkanie się po świecie trwa ok
godziny, lecz w końcu bohater dowiaduje się skąd pochodzi i kim
jest. Wkłada strój (tym razem bez majtek na wierzchu) i możemy
zobaczyć pierwszego i najsłynniejszego ze wszystkich superbohaterów
w pełnej okazałości. Moment ten zapiera dech w piersiach. Zostało
to przedstawiony w należyty, podniosły sposób, natomiast kiedy po
raz pierwszy wznosi się ku niebu, aż chce się bić brawa!
Snyder nie pozwala nam się dobrze
zapoznać z nową wersją Supermana. Bohater nie zacznie swojej pracy
od mało znaczących czynów. Nie będzie ściągania kotów z drzew,
pomagania policji przy złapaniu rabusiów itp. Na ziemi niemal od
razu pojawia się Generał Zod i zaczyna się akcja, jakiej jeszcze
kino nie widziało. Poziom zniszczeń i siły, jaką heros musi
włożyć w pokonanie swojego wroga jest kilkakrotnie większa od
końcowych wydarzeń z „Avengers”. Akcja toczy się niemal bez
przerwy przez ponad godzinę. Niektóre sceny wciskają w fotel.
Tutaj Superman ma siłę dwóch Hulków, trzech Thorów i dziesięciu
Iron-manów razem wziętych. Snyder sekwencje akcji i zniszczenia
dopieszcza z należytą miłością. Reżyser stara się też
uchwycić tragizm zwykłych mieszkańców niszczonego Metropolis,
przez co całość wypada niezwykle wiarygodnie. Natomiast najlepszą
sceną akcji jest końcowy, bezpośredni pojedynek Zoda z
superherosem. Palce lizać.
W „Człowieku ze stali”
najsłynniejszy superbohater jest ukazany niczym Bóg i zbawca
ludzkości. Jego potęga jest przecież niewiarygodna. Super siła,
super szybkość, umiejętność latania, a przy tym chęć pomocy
ludziom. Snyder wszystko nam ukazał w iście nieziemski- jak sama
postać- sposób. Mamy Supermana tak potężnego, jak nigdy
wcześniej, a jednocześnie bardziej ludzkiego niż kiedykolwiek.
Jeszcze jako Kent powątpiewa w ludzi. Często musi walczyć wewnątrz
siebie, aby nie zrobić krzywdy swoim oponentom (tym ludzkim). Tym
samym w końcu możemy się z nim po części identyfikować i bez
problemów go rozumiemy. Taka koncepcja super człowieka odpowiada
mi, jak żadna inna.
Sam Cavill w głównej roli sprawdza
się całkiem dobrze. Wygląda jednak znacznie lepiej niż gra.
Potężne ciało doskonale oddaje jego moc, a szlachetne rysy twarzy
dopełniają tylko formalności.
Reszta aktorów w swoich kreacjach
wypada zresztą równie dobrze, albo jeszcze lepiej. Chyba najmniej
okazale prezentuje się Amy Adams, ale jest to spowodowane brakiem
możliwości pokazania więcej charakteru odważnej i niecofającej
się przed niczym. Lois Lane. Liczę, że jeśli Adams pozostanie w
tej roli, w kolejnych częściach będzie mogła się lepiej
zaprezentować.
Shannon jako Zod, zdecydowanie wygrywa
ze swoim poprzednikiem z „Supermana II”. Nowy generał, w
porównaniu z byłą wersją, ma charyzmę i osobowość, a nie jest
jedynie chodzącą mumią.
Najbardziej z obsady jednak podobała
mi się Antje Traue jako Faroa. Ta postać to prawdziwy badass. Już
samo spojrzenie jest zabójcze, a w mowie słychać pogardę do
przeciwników. Naprawdę nie sposób jej nie polubić
Jeśli miałbym wymienić jakieś
minusy to na pewno wskazałbym wątek miłosny. Został potraktowany
po macoszemu, a mimo to jest zbyt okazały. Love story rodem z
„Titanica”. Twórcy mogli z tym poczekać do kolejnych odsłon.
Również śmierć ojca jest mało przekonywująca. Naprawę, czy nie
mogło się to potoczyć inaczej? Poza tym momentami drażni także
patos. Owszem niekiedy pasuje idealnie, lecz jest go trochę za dużo.
Mimo wszystko w porównaniu z klasycznym obrazem Donnera, gdzie
Superman zmieniając kierunek obrotu ziemi cofnął czas (jak głupie
to jest???), aż tak źle nie jest. I chwała za to!
„Człowiek ze stali” to
zdecydowanie najlepsza część o przygodach pierwszego z
superbohaterów. Dzięki niesamowitym efektom specjalnym, możemy
doświadczyć prawdziwą super moc tego herosa. Nowa historia i
koncepcja nie koniecznie spodoba się każdemu fanowi, ale ci którzy
mają dosyć harcerzyka z czerwonymi gatkami na wierzchu powinni być
zadowoleni. Zresztą obraz dobrze sprawdza się, jako kino Sci-Fi z
potężną dawką zniszczeń. Pozostaje czekać na kolejne części
przygód człowieka ze stali oraz filmy o innych bohaterach DC. Mam
nadzieję, że kiedyś w końcu zobaczymy Batmana, Supermana,
Wonder-Woman i inne postacie w jednym wspólnym filmie.
Moja ocena 7/10
Ranking filmów z Supermanem
1. „Człowiek ze stali” 7/10
2. „Superman” (1978) 3/10
3. „Superman: Powrót” (2006) 3/10
4. „Superman II” (1980) 2/10
5. „Superman III” (1983) 1/10
6. „Superman IV” (1987) 1/10