W horrorach o mordercach, typu Jason
Voorhees czy Michael Myers mamy jeden podstawowy schemat. Grupka
młodych ludzi napotyka na owego antagonistę, a ten ich po kolei
morduje. Twórcy „Piły mechanicznej” odeszli od tego schematu i
zafundowali nam grupkę młodych ludzi napotykających na mordercę,
znanego pana z „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”,
zakładającego na twarz maskę z ludzkiej twarzy, czyli
Lutherface'a. Brzmi oryginalnie, prawda? Okey skończę już z
sarkazmami i przejdę do rzeczy.
Film zaczyna się od zlepku scen z
oryginalnego filmu Tobego Hooper z 1974 roku i niestety muszę
przyznać, że jest to najlepszy moment show. Później okazuje się,
że cała rodzina Sawyerów została żywcem spalona w swoim domu
przez miejscową ludność. No dobra, prawie cała. Przeskakujemy do
czasów bardziej współczesnych, gdzie niejaka Heather Miller
dowiaduje się, że zmarła babcia, o której nigdy nie słyszała,
zostawiła jej w spadku stary dwór. Wyrusza więc ze swoim
chłopakiem oraz dwójką przyjaciół, aby przejąć spadek. Reszty
filmu chyba nie muszę już streszczać. Aha, bo bym zapomniał, w
mieszkaniu babuni nadal żyje Lutherface.
Bohaterowie obrazu niestety nie grzeszą
inteligencją, jednak to chyba normalne u amerykańskiej młodzieży w horrorach. Jak można zostawić w
mieszkaniu pełnym wartościowych przedmiotów nieznajomą osobę, a
samemu pojechać na zakupy? Czy naprawdę ani głównej bohaterce,
ani jej przyjaciołom nie przyszło do głowy, że dopiero co poznany
autostopowicz nie koniecznie musi być uczciwym gościem?
Okey jedźmy dalej. Jeśli widzimy
metalowe drzwi bez klamek, obok nich resztki jedzenia na talerzu, a
wszystko znajdujące się w ukrytym miejscu, na dodatek jesteśmy
sami, czy aby na pewno próbowalibyśmy za wszelką cenę otworzyć
te drzwi? Niestety, ale taka głupota to fundament fabuły. Reszta
filmu to bieganie i ciachanie ludzi w mało wciągający sposób, aż
do samej końcówki, gdzie twórcy sprawili, że Lutherface to dosyć
pozytywna postać. Tak oto, jeśli po seansie mielibyście ochotę
walić głową ścianę, to nic dziwnego.
Jedyną pozytywną rzeczą po
obejrzeniu tej produkcji to grająca główną bohaterkę, Alexandra
Daddario. Dlaczego? Ponieważ dzięki swojemu wyglądowi, byłaby
całkiem dobrą kandydatką do roli Wonder Woman. Wiem, że to nie ma
nic wspólnego z obrazem, lecz to twórcy sobie zapracowali na takie
rozmyślenia podczas seansu.
„Piła mechaniczna” to chyba jakiś
żart rzucony w stronę jednego z najlepszych horrorów wszech
czasów, „Teksańskiej masakry piłą mechaniczną”. Oczywiście
wersji z 1974 roku, nie infantylnego remaku z 2003.
Gigantyczna strata czasu.
Ocena 1/10