Nie rozumiem, jak po obejrzeniu
zwiastuna do „Tylko Bóg wybacza” można było mieć nadzieję,
że będzie to obraz w stylu „Drive”. Najnowszy film Refna ma z
jego poprzednią produkcją niewiele wspólnego. Chyba jedynie
Goslinga i przemoc, chociaż tutaj jest jej znacznie więcej.
Zdecydowanie bliżej temu filmowi do „Mrocznego wojownika”,
bowiem klimat jest niezwykle podobny.
Fabuła najnowszego dzieła Duńczyka
jest prosta i nie gra ona tutaj głównej roli. Tak więc na początku
skupiamy się przez chwile na Billim (Tom Burke). Mężczyzna
brutalnie gwałci i morduje 16- letnią dziewczynę, po czym z zemsty
sam zostaje zabity. Matka Billiego, Crystal (bardzo dobra Kristin
Scott Thomas) nie zamierza tego pozostawić bez zemsty. Na początku
wymaga tego od swojego drugiego syna, Julliana (Gosling). Kiedy ten
jednak nie kwapi się do tego, za co później będzie go nawet
poniżać, postanawia wynająć odpowiednich ludzi.
Refn pokazuje nam przemoc w
najczystszym wydaniu. Przedstawia nam mężczyzn, którzy bez
problemów mordują z zemsty, za kasę, a nawet, jak w przypadku
Billiego, bez powodu. Chyba jedynie Julian ma tutaj resztki
moralności, które chce mu wybić z głowy jego matka. Natomiast
jeśli chodzi tutaj o kobiety, to poza rządną zemsty Crystal, są
tutaj same panie do towarzystwa. Czyżby reżyser nam coś sugerował?
Faceci to rządne przemocy bestie, a kobiety mają ich zadowalać?
Być może, lecz jak widać na przykładzie Juliana i samej matki,
istnieją jakieś wyjątki.
Reżyser jednak samą fabułę bardzo
uprościł, bowiem w jego świecie nie ma większych zasad. Bez
problemów można zabić i w sumie jeśli sam nie wpadniesz, to nic
ci nie grozi, a już na pewno jeśli jesteś policjantem.
Najmocniejszym punktem produkcji jest jego świetny oniryczny klimat.
Dominuje tutaj niesamowite połączenie czerwieni z czernią. Przez
większość filmu, reżyser prowadzi nas po mrocznym świecie
starając się nas zahipnotyzować. Całość dopieszcza niesamowita
muzyka Cliffa Martineza, świetnie współgrająca z obrazem. Dzięki
tym dwóm aspektom, widz naprawdę może poczuć się, jak w transie.
I chyba do tego obraz został stworzony, bowiem jest to doskonały
przykład przerostu formy nad treścią. Fabuła może nie jest zła,
a ociekające krwią sceny przemocy mogą zachwycić przez większość
seansu, niestety jednak sama końcówka mnie bardzo rozczarowała.
Nie wiem, czego się mogłem spodziewać, ale na pewno chciałbym
nieco inne zakończenie tej hipnozy. I to właśnie sam koniec
sprawił, że pozostał pewien niedosyt.
„Tylko Bóg wybacza” to solidna
produkcją, lecz potrzebne jest do niej odpowiednie nastawienie.
Trzeba pozwolić się zahipnotyzować i nie zważać na prostą
treść. W innym wypadku obraz może się nie spodobać.
Ocena: Problematyczna między 6 a 7, lecz na ten moment 6/10