piątek, 1 kwietnia 2016

"Batman v Superman"

Po kilku latach oczekiwań, film o dwóch największych ikonach komiksów o super bohaterach w końcu ujrzał światło dzienne. Szczerze przyznam, że bałem się przed premierą, bowiem recenzje napływające ze świata były wręcz miażdżąco złe, porównywalne do tych, które otrzymał „Green Lanthern” z Ryanem Reynoldsem.  Z drugiej strony nie chciałem w to wierzyć. W końcu reżyserem jest twórca „Watchmenów” najlepszego po trylogii Nolana o Mrocznym Rycerzu, filmu o super bohaterach.  Poza tym „Man of steel” też miał bardzo średnie opinie, a okazał się zdecydowanie najlepszym obrazem o przygodach Supermana. Teraz po seansie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że film jest bardzo dobry, a niektóre zarzuty kierowane w niego są wręcz absurdalne.

Klimat „Batman v Superman” jest mroczny, a nawet bardzo mroczny. Taka tonacja utrzymuje się przez całość projekcji. I oczywiście to jest wielki plus filmu, dlatego nie rozumiem narzekań krytyków na zbyt mroczny film! To jakiś absurd. Narzekanie na produkcje o Mrocznym Rycerzy, że jest zbyt mroczna, to jak narzekanie na horror, że jest zbyt straszny. Totalnie bez sensu. Widać, że recenzenci zafascynowali się cukierkowymi  obrazami ze stajni Disneya i chcą właśnie takich familijnych filmideł, ponieważ kolejne zarzuty jakie stawiają to brak humoru i brutalność. Szkoda mi tego nawet komentować. Reżyser Zack Snyder pozbawił nas komedyjności, ale dał nam coś czego filmy Disneya nam nie oferują, emocje i poczucie zagrożenia. W jednej scenie widzimy, jak sam Superman klęczy przed szalonym Lexem Luthorem, wiemy wtedy, że sytuacja jest zła. Czujemy sporą dawkę emocji i na całe szczęście Snyder trzyma nas w tym nastroju, nie starając się rozluźnić atmosfery dziecinnymi żartami, a tak właśnie robi Disney w swoich produkcjach, czym mnie osobiście po prostu irytuje. Dlatego mroczny, poważny ton Batmana v Superman działał na mnie jak woda na rybę.


Główny tematem filmu, a także napędem konfrontacji dwóch herosów, jest debata na temat tego, czy władze nad światem możemy oddać w ręce jednej potężnej istoty. Wiele ludzi ma ku temu wątpliwości, w tym Batman, bo wie, że Superman jakby chciał, mógłby zniszczyć naszą planetę.  Bruce Wayne ma ku temu powody, sam już nie wierzy, aby ktokolwiek przez całe życie był dobry, prędzej czy później wszyscy przechodzimy na drugą stronę. W jednej scenie w rozmowie z Alfredem, Wayne sam przyznaje, że jest kryminalistą. Po ponad 20 latach krucjaty, co raz bardziej zachowuje się, jak ci z którymi walczy. Zasada Batmana o niezabijaniu, ma nieco głębszy stan niż jedynie moralność. Rycerz Gotham wiedział, że jeśli zacznie zabijać, sam stanie się psychopatycznym mordercą. Od zawsze była to postać balansująca na granicy dobra i zła i w ujęciu Snydera jest bliżej mroku niż kiedykolwiek wcześniej. Zmęczony ciągłą, nie przynoszącą większych rezultatów walką ze światem przestępczym, przestał obawiać się nawet śmierci, dlatego staje do pojedynku z istotą bezkonkurencyjnie potężniejszą od siebie. Chce tej konfrontacji, bo wie, że człowiek ze stali, może stać się kiedyś gorszy od niego, bo władza prędzej czy później przyćmi każdemu różnice między dobrem a złem.
Batman w ujęciu Aflecka to postać niezwykle bliska wersją z komiksów. Jest inteligentny, ma detektywistyczne oraz strategiczne umiejętności, znakomicie wyszkolony w sztukach walki, niezwykle brutalny i mroczny. Pierwsza scena z udziałem mściciela z Gotham jest rodem z horroru lub thrillera, pełna napięcia i niezwykle emocjonalna, wręcz przerażająca. W taki właśnie sposób powinno się pokazywać tą postać!



Nie tylko Batman jest tutaj znakomitą postacią. Lex Luthor został przedstawiony w sposób nieznany dla mnie wcześniej. Psychopatyczny, szalony, inteligentny. Przyznam, że na początku byłem nieco zniesmaczony tą postacią, bowiem właśnie nie był to Luthor, jakie znam, ale szybko sobie uświadomiłem, że ta wersja mi znacznie bardziej odpowiadała niż ta chociażby z animacji od DC. Mimo wszystko muszę przyznać, że grający tę postać, Jesse Eisenberg nieco przeszarżował w ukazaniu jej. Niewielkie stonowanie jego zapędów w ukazaniu szaleństwa, wyszłoby postaci na dobre. Jednak liczę na więcej tej postaci w kolejnych filmach o Supermanie.
W filmie pojawia się tez oczywiście Wonder woman i od razu napiszę, że jest to najlepsza kobieca super bohaterka, jaką widziałem w kinie. Piękna, enigmatyczna, pewna siebie i seksowna wojowniczka. Podczas finałowego starcia, widać, ze ta kobieta lubi walkę, że jest urodzona do bitwy z każdym przeciwnikiem i nigdy by się nie poddała. Szczerze powiem, że zakochałem się w tej postaci a raczej w kreacji Gal Gadot, bo samą postać uwielbiałem już na długo przed całym hypem na super bohaterów.
Postać Supermana nie zmieniła się od czasów "Man of steel", więc jak wam przypadł do gustu wtedy, to teraz dalej będziecie zadowoleni. Mnie osobiście się podobał, chociaż tutaj jest w cieniu Batmana i Wonder woman. Natomiast nowy Alfred w ujęciu Ironsa wypada bardzo dobrze. Nie jest to typ moralizatora, jak Michael Caine w trylogii Nolana, ale widać u niego oddanie Wayne’owi. Osobiście jest to mój ulubiony Alfred ze wszystkich kinowych wersji Batmana.

Film oczywiście ma też wady. Wynikły one pewnie przez ingerencje producentów, którzy szybko chcą stworzyć swoje uniwersum i wcisnęli do produkcji krótkie wątki mające nam dać do zrozumienia, że gdzieś tam żyją sobie już Flash, Aquaman i Cyborg. Wolałbym zobaczyć o nich osobne filmy przed premierą "Justice League", niestety szefowie Warnera chcą wszystkich szybko wrzucić do jednego filmu. Przez ten zabieg „Batman v Superman” traci trochę na spójności i widać w filmie nieco chaosu z tym związanego.
Muszę przyznać, że film lepiej mi się oglądało przed finałową konfrontacją, ta bowiem nie była tak imponująca jak finał „Man of steel”  raczej wsadzona została, aby pokazać nieco efekciarstwa i zniszczeń, bo tego oczekują widzowie bo takich filmach. Sam Doomsday mógłby wyglądać znacznie lepiej. Natomiast tytułowa walka wywiązała się ze swojej misji i jest godna tych dwóch herosów.


Po obejrzeniu obrazu Snydera jestem mu wdzięczny, że nie poszedł tą drogą, którą idzie Disney i stworzył coś innego niż to do czego przyzwyczaiły nas produkcje z uniwersum Marvela. Podsumowując, „Batman v Superman” jest obrazem skierowanym bardziej do dorosłych fanów komiksów. Pozbawiony familijności, cukierkowości, nudnego humoru, skupia się na emocjach towarzyszących bohaterom, powadze sytuacji i zagrożenia, jakie daje konfrontacja z czarnym charakterem. Takiego uniwersum DC oczekuję. Mam nadzieję tylko, że producenci nie wezmą sobie do serce bzdur pisanych przez krytyków i nie będą starali się robić ze swoich filmów lekkich, zabawnych, pozbawionych emocji historyjek. 

Ocena 7/10