Po kilku latach oczekiwań, film o dwóch największych ikonach
komiksów o super bohaterach w końcu ujrzał światło dzienne. Szczerze przyznam,
że bałem się przed premierą, bowiem recenzje napływające ze świata były wręcz miażdżąco
złe, porównywalne do tych, które otrzymał „Green Lanthern” z Ryanem
Reynoldsem. Z drugiej strony nie
chciałem w to wierzyć. W końcu reżyserem jest twórca „Watchmenów” najlepszego
po trylogii Nolana o Mrocznym Rycerzu, filmu o super bohaterach. Poza tym „Man of steel” też miał bardzo
średnie opinie, a okazał się zdecydowanie najlepszym obrazem o przygodach
Supermana. Teraz po seansie mogę z ręką na sercu powiedzieć, że film jest
bardzo dobry, a niektóre zarzuty kierowane w niego są wręcz absurdalne.
Klimat „Batman v Superman” jest mroczny, a nawet bardzo
mroczny. Taka tonacja utrzymuje się przez całość projekcji. I oczywiście to
jest wielki plus filmu, dlatego nie rozumiem narzekań krytyków na zbyt mroczny
film! To jakiś absurd. Narzekanie na produkcje o Mrocznym Rycerzy, że jest zbyt
mroczna, to jak narzekanie na horror, że jest zbyt straszny. Totalnie bez
sensu. Widać, że recenzenci zafascynowali się cukierkowymi obrazami ze stajni Disneya i chcą właśnie
takich familijnych filmideł, ponieważ kolejne zarzuty jakie stawiają to brak
humoru i brutalność. Szkoda mi tego nawet komentować. Reżyser Zack Snyder
pozbawił nas komedyjności, ale dał nam coś czego filmy Disneya nam nie oferują,
emocje i poczucie zagrożenia. W jednej scenie widzimy, jak sam Superman klęczy
przed szalonym Lexem Luthorem, wiemy wtedy, że sytuacja jest zła. Czujemy sporą
dawkę emocji i na całe szczęście Snyder trzyma nas w tym nastroju, nie starając
się rozluźnić atmosfery dziecinnymi żartami, a tak właśnie robi Disney w swoich
produkcjach, czym mnie osobiście po prostu irytuje. Dlatego mroczny, poważny
ton Batmana v Superman działał na mnie jak woda na rybę.
Główny tematem filmu, a także napędem konfrontacji dwóch
herosów, jest debata na temat tego, czy władze nad światem możemy oddać w ręce
jednej potężnej istoty. Wiele ludzi ma ku temu wątpliwości, w tym Batman, bo
wie, że Superman jakby chciał, mógłby zniszczyć naszą planetę. Bruce Wayne ma ku temu powody, sam już nie
wierzy, aby ktokolwiek przez całe życie był dobry, prędzej czy później wszyscy
przechodzimy na drugą stronę. W jednej scenie w rozmowie z Alfredem, Wayne sam
przyznaje, że jest kryminalistą. Po ponad 20 latach krucjaty, co raz bardziej
zachowuje się, jak ci z którymi walczy. Zasada Batmana o niezabijaniu, ma nieco
głębszy stan niż jedynie moralność. Rycerz Gotham wiedział, że jeśli zacznie
zabijać, sam stanie się psychopatycznym mordercą. Od zawsze była to postać balansująca
na granicy dobra i zła i w ujęciu Snydera jest bliżej mroku niż kiedykolwiek
wcześniej. Zmęczony ciągłą, nie przynoszącą większych rezultatów walką ze
światem przestępczym, przestał obawiać się nawet śmierci, dlatego staje do
pojedynku z istotą bezkonkurencyjnie potężniejszą od siebie. Chce tej
konfrontacji, bo wie, że człowiek ze stali, może stać się kiedyś gorszy od
niego, bo władza prędzej czy później przyćmi każdemu różnice między dobrem a
złem.
Batman w ujęciu Aflecka to postać niezwykle bliska wersją z
komiksów. Jest inteligentny, ma detektywistyczne oraz strategiczne umiejętności,
znakomicie wyszkolony w sztukach walki, niezwykle brutalny i mroczny. Pierwsza
scena z udziałem mściciela z Gotham jest rodem z horroru lub thrillera, pełna
napięcia i niezwykle emocjonalna, wręcz przerażająca. W taki właśnie sposób
powinno się pokazywać tą postać!
Nie tylko Batman jest tutaj znakomitą postacią. Lex Luthor
został przedstawiony w sposób nieznany dla mnie wcześniej. Psychopatyczny,
szalony, inteligentny. Przyznam, że na początku byłem nieco zniesmaczony tą
postacią, bowiem właśnie nie był to Luthor, jakie znam, ale szybko sobie
uświadomiłem, że ta wersja mi znacznie bardziej odpowiadała niż ta chociażby z
animacji od DC. Mimo wszystko muszę przyznać, że grający tę postać, Jesse Eisenberg nieco przeszarżował w ukazaniu jej. Niewielkie stonowanie jego zapędów w ukazaniu szaleństwa, wyszłoby postaci na dobre. Jednak liczę na więcej tej postaci w kolejnych filmach o Supermanie.
W filmie pojawia się tez oczywiście Wonder woman i od razu
napiszę, że jest to najlepsza kobieca super bohaterka, jaką widziałem w kinie.
Piękna, enigmatyczna, pewna siebie i seksowna wojowniczka. Podczas finałowego
starcia, widać, ze ta kobieta lubi walkę, że jest urodzona do bitwy z każdym przeciwnikiem
i nigdy by się nie poddała. Szczerze powiem, że zakochałem się w tej postaci a
raczej w kreacji Gal Gadot, bo samą postać uwielbiałem już na długo przed całym
hypem na super bohaterów.
Postać Supermana nie zmieniła się od czasów "Man of steel",
więc jak wam przypadł do gustu wtedy, to teraz dalej będziecie zadowoleni. Mnie
osobiście się podobał, chociaż tutaj jest w cieniu Batmana i Wonder woman. Natomiast nowy Alfred w ujęciu Ironsa wypada bardzo dobrze. Nie jest to
typ moralizatora, jak Michael Caine w trylogii Nolana, ale widać u niego
oddanie Wayne’owi. Osobiście jest to mój ulubiony Alfred ze wszystkich kinowych
wersji Batmana.
Film oczywiście ma też wady. Wynikły one pewnie przez
ingerencje producentów, którzy szybko chcą stworzyć swoje uniwersum i wcisnęli
do produkcji krótkie wątki mające nam dać do zrozumienia, że gdzieś tam żyją
sobie już Flash, Aquaman i Cyborg. Wolałbym zobaczyć o nich osobne filmy przed
premierą "Justice League", niestety szefowie Warnera chcą wszystkich szybko
wrzucić do jednego filmu. Przez ten zabieg „Batman v Superman” traci trochę na
spójności i widać w filmie nieco chaosu z tym związanego.
Muszę przyznać, że film lepiej mi się oglądało przed
finałową konfrontacją, ta bowiem nie była tak imponująca jak finał „Man of
steel” raczej wsadzona została, aby pokazać nieco efekciarstwa i zniszczeń, bo tego oczekują widzowie bo takich filmach. Sam Doomsday
mógłby wyglądać znacznie lepiej. Natomiast tytułowa walka wywiązała się ze
swojej misji i jest godna tych dwóch herosów.
Po obejrzeniu obrazu Snydera jestem mu wdzięczny, że nie
poszedł tą drogą, którą idzie Disney i stworzył coś innego niż to do czego
przyzwyczaiły nas produkcje z uniwersum Marvela. Podsumowując, „Batman v
Superman” jest obrazem skierowanym bardziej do dorosłych fanów komiksów.
Pozbawiony familijności, cukierkowości, nudnego humoru, skupia się na emocjach
towarzyszących bohaterom, powadze sytuacji i zagrożenia, jakie daje
konfrontacja z czarnym charakterem. Takiego uniwersum DC oczekuję. Mam nadzieję
tylko, że producenci nie wezmą sobie do serce bzdur pisanych przez krytyków i
nie będą starali się robić ze swoich filmów lekkich, zabawnych, pozbawionych
emocji historyjek.
Ocena 7/10