Obraz rozpoczyna się od ujęć miasta
z lotu ptaka i dźwięków rozmów pracowników linii alarmowej 911 z
dzwoniącymi do nich ludźmi. Tak aby widz wiedział o czym będzie
film.
Następnie poznajemy główną
bohaterkę, Jordan Turner, do której dzwoni przerażona nastolatka,
gdyż do jej domu włamuje się jakiś, nie do końca ogarnięty
facet. Jordan pomogła ukryć się dziewczynie, jednak w pewnej
chwili połączenie zostało urwane i w tym momencie główna
bohaterka popełnia idiotyczny błąd. A mianowicie, dzwoni do
nastolatki, w ten sposób dzięki dźwiękowi telefonu, psychopata
dopadł dziewczynę i ją zabił. Jak na doświadczonego pracownika
linii alarmowej, dosyć poważny błąd, wręcz dziwny.
Jordan niestety nie potrafi przestać
się obwiniać (w sumie słusznie) i rezygnuje ze swojej pracy.
I w tym momencie już możemy się
domyśleć, co będzie się działo przez resztę produkcji. Tak,
tak, Jordan jednak jeszcze raz powróci na swoje stanowisku, gdy inna
nastolatka zostanie porwana z parkingu i zamknięta w bagażniku
samochodu jadącego w nieznanym kierunku. Turner za wszelką cenę
będzie chciała uratować dziewczynę, aby odkupić swoją winę.
Brzmi nieco podobnie do problemów Clarice Starling z płaczącymi
owieczkami, no ale cóż.
Czyż nie idealnie byłoby jeszcze,
gdyby porywacz okazał się tym samym, co zabił dziewczynę z
początku filmu?
Fabuła jest banalna i dosyć oklepana,
z drugiej strony czego można było się spodziewać? Początek
jednak jest całkiem sympatyczny. Podczas pierwszego połączenia
można poczuć dreszcz emocji i lekkie napięcie. Wszystko dzieje się
szybko i całkiem sprawnie. Później mamy lekki przestój na dramat
Jordan i znowu wracamy do emocji towarzyszących nam na początku,
czyli połączenia drugiej dziewczyny. I też przez pierwsze minuty
jest całkiem nieźle, lecz szybko zaczyna się to przedłużać i po
prostu usypiać. Wydaje się, iż akcja ciągnie się w
nieskończoność. Chyba jedynie przy początkowych momentach
połączenia można odczuć jakieś emocje.
Niestety również zachowanie
antagonisty nie wpływa pozytywnie na film. Porwał dziewczynę,
włożył do bagażnika, lecz nie związał jej, nie przeszukał czy
może nie ma komórki, lub czegoś w tym stylu, a w samym bagażniku
zostawił kilka narzędzi. Twórcy naprawdę kładą słaby fundament
na którym budują scenariusz.
Główni bohaterowie mają prawdziwe
przebłyski mądrości, które szybko zmieniają się w przebłyski
głupoty. W jednej scenie dzięki pomocy Turner, dziewczyna wypchnęła
jedno tylne światło samochodu i zaczęła machać ręką, w ten
sposób zwróciła uwagę przejeżdżających samochodów. Ktoś
zadzwonił na 911 i zgłosił to. Jednak gdy psychopata zauważył,
że przejeżdżający obok kierowca gapi się na niego, zjechał z
autostrady, wybierając inna drogę swojego celu. Nie rozumiem,
dlaczego nagle dziewczyna schowała rękę i zaczęła wylewać białą
farbę na ulice? To głupie. Przecież wiadomo, że wystająca ręka
prędzej spowoduje niepokój wśród ludzi, dzięki czemu policja
dostałaby więcej telefonów pozwalających namierzyć sprawcę, niż
wyciekająca z auta farba. Nie rozumiem, nie dość, że morderca tak
bardzo ułatwił im sprawę, to oni sobie ją utrudniają.
Końcówka również pozostawia wiele
do życzenia. Po pierwsze przypomina nieco gorszą wersję
zakończenia „Milczenia owiec”, po drugie ukazuje nieudolność
policji. Pracownik linii alarmowej przewyższa ich umiejętnościami.
Natomiast już ostatnią scenę powinni
sobie darować. Nie przychodzi mi nic innego do głowy, jak napisać,
że była po prostu głupia. Najwyraźniej niedługo światło
dzienne ujrzy sequel.
„Połączenia” raczej nie
zaliczyłbym do udanych produkcji. Ma kilka swoich atutów na
początku, lecz szybko zaczyna nudzić, a twórcy niezwykle
uproszczają przedstawione wydarzenia. Zabrakło im pomysłów, przez
co otrzymaliśmy thriller bez bez żądnego błysku.
Ocena 3/10