Simon (McAvoy) jest pracownikiem w domu
aukcyjnym. Pewnego dnia na licytacji jednego obrazu ma miejsce napad,
podczas którego obraz zostaje skradziony, a Simon po otrzymaniu
ciosu w głowę ląduje w szpitalu. Okazuje się, że sam
poszkodowany jest również członkiem grupy kradnącej dzieło.
Próbując oszukać swoich współpracowników, Simon schował gdzieś
dzieło, a jego koledzy dostali samą ramę. Pech chciał, że po
uderzeniu Simon stracił wspomnienia z owych wydarzeń i nie pamięta
gdzie schował zdobycz. Szef gangu zatrudnia dla niego terapeutkę,
która ma pomóc w odzyskaniu utraconej pamięci.
Pierwsza połowa filmu jest prosta.
Wszystko jest dokładnie tłumaczone, dzięki czemu nie mamy
problemów z połapaniem się w akcji. Jest nieco humoru, sytuacja
bohaterów podąża w dobrym kierunku. Wydaje się aż dziwne, że
Boyle nie zwodzi nas, a pokazuje wszystko czarno na białym.
Dopiero w drugiej części twórca
„Trainspottingu” zaczyna mieszać rzeczywistość ze scenami
mającymi miejsce w umyśle zahipnotyzowanego Simona. Jest już
znacznie ciekawiej, bowiem Boyle nie daje nam wskazówek, co jest
transem a co realnością. Wprowadza również do filmu intrygę,
która niestety jest szyta nieco zbyt grubymi nićmi, bowiem wiemy
niemal od samego początku, kto gra podwójne skrzypce. Nie wiemy
tylko, co z tego wyniknie i tutaj też mamy niemały problem. Gdy już
dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania zauważamy wiele luk
fabularnych mogących razić po oczach podczas oglądania. Jeśli
jednak przymkniemy na to oko, to zwroty akcji są całkiem ciekawe i
przedstawione w umiejętny sposób.
W obrazach Dannego Boyle chyba zawsze
atutem jest aktorstwo. I podobnie jest również w „Trance”. Nie
ma tutaj zbyt wielu bohaterów, ale każdy z aktorów wypada co
najmniej nieźle. Natomiast zdecydowanie pierwsze skrzypce grają
McAvoy i Dawson. Oboje skrywają tajemnice i dobrze im to wychodzi.
Balansują na pograniczu dobrego i złego charakteru nie kierując
się w żadna ze stron.
Obraz ma też bardzo ładne zdjęcia
Anthony'ego Dod Mantle, chociaż w jego przypadku to już standard.
Cały film dobrze dopieszcza również muzyka Ricka Smitha.
Elektroniczne wstawki pasują do koncepcji filmu.
„Trance” to dobrze zrealizowany
thriller dostarczający niezłej rozrywki. W scenariuszu są poważne
luki, lecz pomijając te wady podczas oglądania można mieć
przyzwoitą zabawę, a chyba o to właśnie chodziło.
Ocena 5/10