piątek, 2 sierpnia 2013

"Trance"

Simon (McAvoy) jest pracownikiem w domu aukcyjnym. Pewnego dnia na licytacji jednego obrazu ma miejsce napad, podczas którego obraz zostaje skradziony, a Simon po otrzymaniu ciosu w głowę ląduje w szpitalu. Okazuje się, że sam poszkodowany jest również członkiem grupy kradnącej dzieło. Próbując oszukać swoich współpracowników, Simon schował gdzieś dzieło, a jego koledzy dostali samą ramę. Pech chciał, że po uderzeniu Simon stracił wspomnienia z owych wydarzeń i nie pamięta gdzie schował zdobycz. Szef gangu zatrudnia dla niego terapeutkę, która ma pomóc w odzyskaniu utraconej pamięci.

Pierwsza połowa filmu jest prosta. Wszystko jest dokładnie tłumaczone, dzięki czemu nie mamy problemów z połapaniem się w akcji. Jest nieco humoru, sytuacja bohaterów podąża w dobrym kierunku. Wydaje się aż dziwne, że Boyle nie zwodzi nas, a pokazuje wszystko czarno na białym.
Dopiero w drugiej części twórca „Trainspottingu” zaczyna mieszać rzeczywistość ze scenami mającymi miejsce w umyśle zahipnotyzowanego Simona. Jest już znacznie ciekawiej, bowiem Boyle nie daje nam wskazówek, co jest transem a co realnością. Wprowadza również do filmu intrygę, która niestety jest szyta nieco zbyt grubymi nićmi, bowiem wiemy niemal od samego początku, kto gra podwójne skrzypce. Nie wiemy tylko, co z tego wyniknie i tutaj też mamy niemały problem. Gdy już dostajemy odpowiedzi na wszystkie pytania zauważamy wiele luk fabularnych mogących razić po oczach podczas oglądania. Jeśli jednak przymkniemy na to oko, to zwroty akcji są całkiem ciekawe i przedstawione w umiejętny sposób.

W obrazach Dannego Boyle chyba zawsze atutem jest aktorstwo. I podobnie jest również w „Trance”. Nie ma tutaj zbyt wielu bohaterów, ale każdy z aktorów wypada co najmniej nieźle. Natomiast zdecydowanie pierwsze skrzypce grają McAvoy i Dawson. Oboje skrywają tajemnice i dobrze im to wychodzi. Balansują na pograniczu dobrego i złego charakteru nie kierując się w żadna ze stron.
Obraz ma też bardzo ładne zdjęcia Anthony'ego Dod Mantle, chociaż w jego przypadku to już standard. Cały film dobrze dopieszcza również muzyka Ricka Smitha. Elektroniczne wstawki pasują do koncepcji filmu.

„Trance” to dobrze zrealizowany thriller dostarczający niezłej rozrywki. W scenariuszu są poważne luki, lecz pomijając te wady podczas oglądania można mieć przyzwoitą zabawę, a chyba o to właśnie chodziło.

Ocena 5/10