Pierwszy Jump street był jedną z lepszych budy komedii jakie
widziałem. Spodobało mi się, jak twórcy pokazali w nim prawdziwą męską
przyjaźń, pełną niebezpiecznych wygłupów i zabawy. W nowej części schemat jest
identyczny, a zabawa równie przednia, co w oryginalne.
Jenko i Schmidt ponownie zostają wysłani na misję, aby odnaleźć
pewnego dilera narkotyków. Tym razem jednak będą go szukać na studiach. Tam
czeka na nich masa nowych przygód, zabawa pełną parą, romans, no i oczywiście
problemy. O ile schemat ogólny, czyli poszukiwanie nowego dilera z tym, że tym
razem na studiach a nie w liceum nie przeszkadza, o tyle pewne powtórzenia z
oryginału nieco ujmują produkcji. I tak właśnie jest z największym problemem dwójki
kumpli i o dziwo nie jest to problem z samym zadaniem, a ze świadectwem
przyjaźni między nimi. Jenko bowiem znajduje sobie nowego kumpla i zaczyna
olewać Schmidta. Brzmi to, jak odgrzewany kotlet i nie jest jedynym w nowej
części, jednak muszę przyznać, że reżyser dodał mu nieco nowych przypraw, tak
aby oglądało się to nadal dobrze. W ten sposób 22 Jump street ma sporo
schematów, jednak podanych w taki sposób, aby można się nim jakimś stopniu rozkoszować.
Pomimo tego twórcy nowego Jump street serwują nam sporo
nowych zabawnych tekstów i sytuacji. Akcja podkładania kamer w jednym bractwie,
propozycja Jenko dla dilerów, aby odłożyli pistolety i walczyli jak mężczyźni,
czy też pojedynek Schmidt vs Dickson, są naprawdę bombowe. I wszystko idzie
dobrze, do czasu samej końcówki. Tam twórców najwyraźniej poniosło i nieco
przesadzili w niektórych momentach. A szkoda, bo z ciekawszą końcówką mogli
nawet przebić pierwszą część.
Sporym atutem filmu ponownie jest aktorstwo. I tutaj znowu
prym wiedzie Johna Hill. Ten gość rozśmiesza, porusza i udaje meksykanina.
Wychodzi mu to naturalnie i naprawdę miło się go ogląda. O miano najlepszego
aktora jump street udanie walczy z nim Ice Cube, a Tatum w sumie nie najgorzej
uzupełnia całą stawkę. Gwiazda „Step up” nie jest utalentowanym aktorem, ale do
roli Jenko pasuje i tworzy razem z Hillem udany duet.
Mimo wszystko najważniejsza w Jump street jest męska
przyjaźń. Ta prawdziwa, gdzie można kumplowi wyciąć jakiś numer, śmiać się z
niego, ale gdy cie potrzebuje, zawsze być przy nim. Takie coś jest realne chyba
tylko między facetami i to po raz kolejny nam podano w dobrym, zabawnym stylu.
Moja ocena 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz