środa, 18 marca 2015

Top 20 Movies of 2014

20. Alleluia ( (Fabrice Du Welz)

19. A Girl Walks Home Alone at Night (Ana Lily Amirpour)

18. It Follows (David Robert Mitchell)

17. Force Majeure (Ruben Östlund)

16. Mr. Turner (Mike Leigh)

15. Maps to the Stars (David Cronenberg)

14. Kraftidioten (Hans Petter Moland)

13. John Wick (David Leitch, Chad Stahelski)

12. Book of Life (Jorge R. Gutierrez)

11. Captain America: The Winter Soldier (Anthony Russo, Joe Russo)



                                                                10. Leviafan
                                                        (Andriej Zwiagincew)

                                                         
                                                                9. Gone Girl
                                                              (David Fincher)

                                                                  8. Phoenix
                                                           (Christian Petzold)


                                                    7. Serbuan Maut 2: Berandal
                                                              (Gareth Evans)


                                                   6. X-Men: Days of Future Past
                                                                (Bryan Singer)


                                                              5. Nightcrawler 
                                                                 (Dan Gilroy)


                                                      4. Grand Budapest Hotel
                                                              (Wes Anderson)


                                                               3. The Guest
                                                            (Adam Wingard)


                                                            2. Inherent Vice
                                                      (Paul Thomas Anderson)


                                                              1. Kis Uykusu
                                                           (Nuri Bilge Ceylan)
                                                                 

poniedziałek, 2 marca 2015

"Fifty Shades of Grey"

Przyznam się, że nie czytałem powieści „50 twarzy Greya”, a jedynie słyszałem o jej beznadziejności.  Pomimo, że film Tayler-Johnson został już nieco skrytykowany, musiałem go obejrzeć, w końcu matoły z Hollywood znacznie bardziej „zjechali” niegdyś niezwykle dobre „Showgirls” Paula Verhoevena, dlatego ich opinie nie robią na mnie wielkiego wrażenia. Miałem więc nadzieję, że i tym razem mogli się mylić. No i pomylili się! Czemu? Ponieważ zbyt lekko większość z nich „zjechała” ten obraz.

Reżyserka miała trudne zadanie, bowiem fabuła „50 twarzy Greya”  jest znikoma. Nieśmiała studentka literatury poznaje młodego, przystojnego miliardera i się w nim zakochuje. Tak wiec mamy tutaj klasyczny romans, niejednokrotnie pojawiający się w filmach, bajkach, czy książkach. Różnicą miała być nietypowa relacja, jaka będzie łączyć dwójkę bohaterów, sadomasochistyczny seks. I bądźmy szczerzy, idąc do kina na ten film, mieliśmy jedynie nadzieję na dobre, pełne erotyzmu i zwierzęcości, ostre, kontrowersyjne sceny seksu. Niestety muszę stwierdzić, że to co otrzymaliśmy z kontrowersją nie miało nic wspólnego. Reżyserka podeszła do tego niezwykle ostrożnie, dorzucając zamiast erotyzmu, romantyzm do scen łóżkowych. Przedmioty do sadomasochistycznego seksu są tam jedynie eksponatami, a reszta scen łóżkowych jest podana w bardzo delikatny i wręcz pruderyjny sposób. Nic dziwnego, że we Francji obraz w kinie można obejrzeć od 13 roku życia.

Nie najlepiej wypadają także główni aktorzy. O ile Dakota Johnson wcielająca się w postać Anastazji próbuje coś jeszcze grać, to Hamie Dornan, jako Grey, już nie. Na scenie brakuje mu pewności siebie, zwierzęcości, jaką powinien mieć ten bohater. Przypomina bardziej grzecznego, niepewnego chłopca, niż kogoś kto bawi się w takie gierki. Niestety między tą dwójką aktorów brakuje zupełnie chemii. Ich sceny łóżkowe są bardziej drewniane i pozbawione emocji niż seks scena między kukiełkami w komedii „Ekipa Ameryka”.

Nie chcę szukać dziury w całym, ale ten film to obraza dla płci pięknej. Przynajmniej ja bym się poczuł urażony,  gdybym był kobietą. Czemu? Anastazja zakochuje się w Greyu już niemal od pierwszego spotkania, a wszystko co ją mogło w nim zauroczyć, to wygląd i jego bogactwo. Nic więcej o nim nie wiedziała. Zupełnie go nie znała, było to jak najbardziej powierzchowne. Później jej uczucie urosło, co nie jest dziwne, gdyż kupował jej prezenty itp. Ich relacje wyglądały, jak relacje dziwki z klientem. Na dodatek na jednym spotkaniu z Greyem mówi, że jest romantyczką. Rozśmieszyło mnie to, ponieważ później odrzuca zaloty wieloletniego przyjaciela. Biedny chłopak nie był tak przystojny i bogaty, jak tytułowy bohater, więc nie miał szans. Mógł jej zaoferować tylko charakter i zaufanie, w końcu znali się dłużej niż, dwa dni. No ale najwyraźniej wygląd i pieniądze są dla naszej bohaterki najważniejsze. Ciekawe w jakim świecie takie coś nazywa się romantyzmem?

Chciałbym napisać, że coś tutaj zagrało, wyszło dobrze, lecz niestety skłamałbym. „50 twarzy Greya” jest okropne niemal pod każdym względem. Muszę jednak przyznać, że dałoby się z tego zrobić film do obejrzenia. Po pierwsze reżyserem musiałby być Paul Verhoeven. Sceny erotyczne (jak i cały film) zyskałyby wtedy z pewnością na jakości. Po drugie musiałaby zostać zmieniona nieco fabuła. Z Greya powinien być na przykład facet, który pomimo osiągnięcia ogromnego sukcesu zawodowego, nie może odnaleźć szczęścia w życiu prywatnym. Wtedy trafia na Anastazje, która na pierwszy rzut oka wydaje się, że może go pokochać, lecz na końcu Grey widzi, że jest z nim dla jego pieniędzy i przystojnego wyglądu. Tylko wtedy mogłoby coś z tego wyjść.


„50 twarzy Greya” pisząc prosto, jest filmem beznadziejnym. Brak fabuły, erotyzmu i chemii w relacjach między bohaterami oraz słabe sceny łóżkowe, powodują, że obraz nie ma się czym pochwalić. Przykro mi to pisać, ale moment, kiedy Catwoman wsiada na motor Batmana i pręży swoje wdzięki w „The Dark Knight Rises” jest bardziej zmysłowy niż każda scena seksu w obrazie Taylor Johnson. Niestety, ale o produkcji erotycznej nie świadczy to zbyt dobrze.

Moja ocena: 1/10