Przyznam się, że nie czytałem powieści „50 twarzy Greya”, a
jedynie słyszałem o jej beznadziejności.
Pomimo, że film Tayler-Johnson został już nieco skrytykowany, musiałem
go obejrzeć, w końcu matoły z Hollywood znacznie bardziej „zjechali” niegdyś
niezwykle dobre „Showgirls” Paula Verhoevena, dlatego ich opinie nie robią na
mnie wielkiego wrażenia. Miałem więc nadzieję, że i tym razem mogli się mylić. No
i pomylili się! Czemu? Ponieważ zbyt lekko większość z nich „zjechała” ten
obraz.
Reżyserka miała trudne zadanie, bowiem fabuła „50 twarzy
Greya” jest znikoma. Nieśmiała studentka
literatury poznaje młodego, przystojnego miliardera i się w nim zakochuje. Tak
wiec mamy tutaj klasyczny romans, niejednokrotnie pojawiający się w filmach,
bajkach, czy książkach. Różnicą miała być nietypowa relacja, jaka będzie łączyć
dwójkę bohaterów, sadomasochistyczny seks. I bądźmy szczerzy, idąc do kina na
ten film, mieliśmy jedynie nadzieję na dobre, pełne erotyzmu i zwierzęcości,
ostre, kontrowersyjne sceny seksu. Niestety muszę stwierdzić, że to co otrzymaliśmy
z kontrowersją nie miało nic wspólnego. Reżyserka podeszła do tego niezwykle
ostrożnie, dorzucając zamiast erotyzmu, romantyzm do scen łóżkowych. Przedmioty
do sadomasochistycznego seksu są tam jedynie eksponatami, a reszta scen
łóżkowych jest podana w bardzo delikatny i wręcz pruderyjny sposób. Nic
dziwnego, że we Francji obraz w kinie można obejrzeć od 13 roku życia.
Nie najlepiej wypadają także główni aktorzy. O ile Dakota
Johnson wcielająca się w postać Anastazji próbuje coś jeszcze grać, to Hamie
Dornan, jako Grey, już nie. Na scenie brakuje mu pewności siebie, zwierzęcości,
jaką powinien mieć ten bohater. Przypomina bardziej grzecznego, niepewnego
chłopca, niż kogoś kto bawi się w takie gierki. Niestety między tą dwójką
aktorów brakuje zupełnie chemii. Ich sceny łóżkowe są bardziej drewniane i
pozbawione emocji niż seks scena między kukiełkami w komedii „Ekipa Ameryka”.
Nie chcę szukać dziury w całym, ale ten film to obraza dla płci
pięknej. Przynajmniej ja bym się poczuł urażony, gdybym był kobietą. Czemu? Anastazja
zakochuje się w Greyu już niemal od pierwszego spotkania, a wszystko co ją
mogło w nim zauroczyć, to wygląd i jego bogactwo. Nic więcej o nim nie
wiedziała. Zupełnie go nie znała, było to jak najbardziej powierzchowne. Później
jej uczucie urosło, co nie jest dziwne, gdyż kupował jej prezenty itp. Ich
relacje wyglądały, jak relacje dziwki z klientem. Na dodatek na jednym
spotkaniu z Greyem mówi, że jest romantyczką. Rozśmieszyło mnie to, ponieważ później
odrzuca zaloty wieloletniego przyjaciela. Biedny chłopak nie był tak przystojny
i bogaty, jak tytułowy bohater, więc nie miał szans. Mógł jej zaoferować tylko
charakter i zaufanie, w końcu znali się dłużej niż, dwa dni. No ale
najwyraźniej wygląd i pieniądze są dla naszej bohaterki najważniejsze. Ciekawe
w jakim świecie takie coś nazywa się romantyzmem?
Chciałbym napisać, że coś tutaj zagrało, wyszło dobrze, lecz
niestety skłamałbym. „50 twarzy Greya” jest okropne niemal pod każdym względem.
Muszę jednak przyznać, że dałoby się z tego zrobić film do obejrzenia. Po
pierwsze reżyserem musiałby być Paul Verhoeven. Sceny erotyczne (jak i cały
film) zyskałyby wtedy z pewnością na jakości. Po drugie musiałaby zostać
zmieniona nieco fabuła. Z Greya powinien być na przykład facet, który pomimo
osiągnięcia ogromnego sukcesu zawodowego, nie może odnaleźć szczęścia w życiu
prywatnym. Wtedy trafia na Anastazje, która na pierwszy rzut oka wydaje się, że
może go pokochać, lecz na końcu Grey widzi, że jest z nim dla jego pieniędzy i
przystojnego wyglądu. Tylko wtedy mogłoby coś z tego wyjść.
„50 twarzy Greya” pisząc prosto, jest filmem beznadziejnym.
Brak fabuły, erotyzmu i chemii w relacjach między bohaterami oraz słabe sceny
łóżkowe, powodują, że obraz nie ma się czym pochwalić. Przykro mi to pisać, ale
moment, kiedy Catwoman wsiada na motor Batmana i pręży swoje wdzięki w „The
Dark Knight Rises” jest bardziej zmysłowy niż każda scena seksu w obrazie Taylor
Johnson. Niestety, ale o produkcji erotycznej nie świadczy to zbyt dobrze.
Moja ocena: 1/10
Książki nie dało się czytać. Zdecydowanie jedna z najgorszych książek, jakie trafiły mi w ręce. Książka zrobiła taką antyreklamę filmowi, że szkoda mi było nawet na niego chwili i dobrze, bo jak widzę nic nie straciłam.
OdpowiedzUsuńPonoć film lepszy od ksiazki :)
OdpowiedzUsuńto kiedyś z nudów pooglądam. zobaczę, ile wytrzymam :)
Usuń