Zobaczyć walki gigantycznych potworów z gigantycznymi
robotami, który chłopak nie chciał tego w dzieciństwie? Ba, który dorosły
chłopak nie chciałby tego? W końcu się udało i jeden z największych wizjonerów kina,
Guillermo Del Toro przeniósł nam to na duży ekran.
W „Pacific Rim” obca forma życia nie przybyła na ziemię z kosmosu,
lecz z portalu łączącego dwa wymiary ukrytego głęboko w oceanie. Ponad stu
metrowe stwory zaczęły niszczyć miasta na całym świecie. Ludzie, aby mieć z
nimi jakieś szanse stworzyli podobnej wielkości roboty, sterowane przez dwóch
homo sapiens.
To, co mnie zdziwiło na samym początku, to brak pokazania
nam spokojnego zwyczajnego życia ludzi i nagłego wyskoczenia potwora i niszczenia
miasta. Krótko jedynie o tym wspomina przenosząc nas od razu w niedaleką
przyszłość, gdzie walki robotów z potworami stały się normą, a ludzie
prowadzący maszyny są czczeni niczym gwiazdy rocka. Tak, więc od razu jesteśmy
w zniszczonym świecie, a Del Toro pokazuje nam, jak wygląda życie w nim.
Co najważniejsze twórca „Labiryntu Fauna” skupia się też na zarysie
psychologicznym głównych bohaterów. Nie są oni jedynie dodatkiem do zabawy, a
raczej ich podstawowym elementem. To oni walczą, zwyciężają, giną. Roboty są
bardziej jak narzędzia do wojny, niczym samoloty, czy czołgi. W gruncie rzeczy
to my ludzie walczymy z przybyszami.
No, ale oczywiście najważniejsza w tym filmie jest rozrywka,
a ta stoi na najwyższym poziomie. Roboty i potwory są przedstawione z najmniejszymi
detalami, a sama charakteryzacja stworów to uczta dla oka. Zresztą Del Toro
jest prawdziwym mistrzem w tej dziedzinie. Efekty specjalne robią wielkie wrażenie,
a pojedynki gigantów mają prawdziwy Power. Kiedy jedna maszyna szła po ulicach
Hong Kongu ze statkiem w ręku, aby natłuc wroga, poczułem się nie, jak
chłopiec, ale jak prawdziwy facet. Przyjmując założenie (chociaż sam tak nie
dzielę), że film został zrobiony z myślą a mężczyznach bądź kobietach, to jest
prawdziwie męskie widowisko.
Ponadto CGI i charakteryzacja to nie jedyne plusy obrazu.
Reżyser nie zapomniał też o klimacie swojej produkcji. Szare, zniszczone miasta
doskonale dopieszczają efekty wizualne, odróżniając w ten sposób „Pacific Rim”
od chociażby „Transformersów”, czy „Avengersów”, gdzie najważniejsze było
właśnie CGI. Del Toro zrobił to po swojemu, przeniósł na ekran swoją, ciekawszą
wizje rozwałki. I wyszło mu to bardzo dobrze.
Niestety w samej końcówce chyba zabrakło mu pomysłów i popełnił
trochę logicznych błędów. Jednak wspomnę o nich zaraz po skończeniu recenzji,
aby nie spolerować w jej trakcie.
„Pacific Rim” będzie z pewnością jednym z najlepszych
blockbusterów tego roku. Del Toro udowodnił, że jest prawdziwym wizjonerem,
tworząc kolejny dobry film. Z tym, że mam do niego jedno „ale”. Potrafi on bowiem
zrobić naprawdę wybitne dzieło, czego dowodem jest „Labirynt fauna”. Sęk w tym,
ze oprócz tej produkcji robi same obraz co najwyżej dobre i tak jest i w tym
przypadku. Z „Pacific Rim” nie dało się pewnie dużo więcej wycisnąć (może poza
lepszą końcówką), mimo to można czuć niedosyt w poczynaniach tego twórcy.
Chciałbym zobaczyć od niego dzieło tak wielkie, jak „Labirynt Faun”, który jest
jedną z najlepszych produkcji, jakie w życiu widziałem. Mam nadzieję, że kiedyś
jeszcze coś takiego zrobi. Póki co „Pacific Rim” jest na pewno obrazem udanym i
wartym zobaczenia, dla czystej zabawy.
UWAGA SPOJLER
Wracając do błędu w końcówce, to chodzi mi o samo przejście
przez portal, skąd przychodzą potwory. Każdy ze stworów ma swój własny kod,
dzięki któremu może przejść do naszego świat. Roboty, ani ludzie tego kodu nie
mieli, więc musieliśmy chwycić się potwora, portal przeczytał jego kod i tak
wbiliśmy się do ich świata. Z tym, że już jak bohaterowie wracali na ziemię,
nie mieli tego kodu, nie trzymali się żadnego stwora. Dlaczego więc udało im
się wydostać? Można by założyć, że kod jest potrzebny tylko w jedną stronę,
wejścia, lecz potwory jedyne, co robiły to, wychodziły od siebie do nas, nigdy
nie wracały. W takim razie w drodze od siebie na ziemię ten kod był potrzebny. W
tym wypadku pozostaje pytanie, dlaczego udało im się wydostać?
Pomijam już przetrwanie wybuchu bomby nuklearnej przez
jednego z robotów. Nie wiem z czego były zbudowane. Może z jakiegoś nowego
super metalu, pokroju adamantium (niezniszczalny metal z uniwersum Marvela).
Ocena 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz