sobota, 13 lipca 2013

"Pacific Rim"



Zobaczyć walki gigantycznych potworów z gigantycznymi robotami, który chłopak nie chciał tego w dzieciństwie? Ba, który dorosły chłopak nie chciałby tego? W końcu się udało i jeden z największych wizjonerów kina, Guillermo Del Toro przeniósł nam to na duży ekran.

W „Pacific Rim” obca forma życia nie przybyła na ziemię z kosmosu, lecz z portalu łączącego dwa wymiary ukrytego głęboko w oceanie. Ponad stu metrowe stwory zaczęły niszczyć miasta na całym świecie. Ludzie, aby mieć z nimi jakieś szanse stworzyli podobnej wielkości roboty, sterowane przez dwóch homo sapiens.

To, co mnie zdziwiło na samym początku, to brak pokazania nam spokojnego zwyczajnego życia ludzi i nagłego wyskoczenia potwora i niszczenia miasta. Krótko jedynie o tym wspomina przenosząc nas od razu w niedaleką przyszłość, gdzie walki robotów z potworami stały się normą, a ludzie prowadzący maszyny są czczeni niczym gwiazdy rocka. Tak, więc od razu jesteśmy w zniszczonym świecie, a Del Toro pokazuje nam, jak wygląda życie w nim.
Co najważniejsze twórca „Labiryntu Fauna” skupia się też na zarysie psychologicznym głównych bohaterów. Nie są oni jedynie dodatkiem do zabawy, a raczej ich podstawowym elementem. To oni walczą, zwyciężają, giną. Roboty są bardziej jak narzędzia do wojny, niczym samoloty, czy czołgi. W gruncie rzeczy to my ludzie walczymy z przybyszami.
No, ale oczywiście najważniejsza w tym filmie jest rozrywka, a ta stoi na najwyższym poziomie. Roboty i potwory są przedstawione z najmniejszymi detalami, a sama charakteryzacja stworów to uczta dla oka. Zresztą Del Toro jest prawdziwym mistrzem w tej dziedzinie. Efekty specjalne robią wielkie wrażenie, a pojedynki gigantów mają prawdziwy Power. Kiedy jedna maszyna szła po ulicach Hong Kongu ze statkiem w ręku, aby natłuc wroga, poczułem się nie, jak chłopiec, ale jak prawdziwy facet. Przyjmując założenie (chociaż sam tak nie dzielę), że film został zrobiony z myślą a mężczyznach bądź kobietach, to jest prawdziwie męskie widowisko.
Ponadto CGI i charakteryzacja to nie jedyne plusy obrazu. Reżyser nie zapomniał też o klimacie swojej produkcji. Szare, zniszczone miasta doskonale dopieszczają efekty wizualne, odróżniając w ten sposób „Pacific Rim” od chociażby „Transformersów”, czy „Avengersów”, gdzie najważniejsze było właśnie CGI. Del Toro zrobił to po swojemu, przeniósł na ekran swoją, ciekawszą wizje rozwałki. I wyszło mu to bardzo dobrze.
Niestety w samej końcówce chyba zabrakło mu pomysłów i popełnił trochę logicznych błędów. Jednak wspomnę o nich zaraz po skończeniu recenzji, aby nie spolerować w jej trakcie.

„Pacific Rim” będzie z pewnością jednym z najlepszych blockbusterów tego roku. Del Toro udowodnił, że jest prawdziwym wizjonerem, tworząc kolejny dobry film. Z tym, że mam do niego jedno „ale”. Potrafi on bowiem zrobić naprawdę wybitne dzieło, czego dowodem jest „Labirynt fauna”. Sęk w tym, ze oprócz tej produkcji robi same obraz co najwyżej dobre i tak jest i w tym przypadku. Z „Pacific Rim” nie dało się pewnie dużo więcej wycisnąć (może poza lepszą końcówką), mimo to można czuć niedosyt w poczynaniach tego twórcy. Chciałbym zobaczyć od niego dzieło tak wielkie, jak „Labirynt Faun”, który jest jedną z najlepszych produkcji, jakie w życiu widziałem. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze coś takiego zrobi. Póki co „Pacific Rim” jest na pewno obrazem udanym i wartym zobaczenia, dla czystej zabawy.

UWAGA SPOJLER

Wracając do błędu w końcówce, to chodzi mi o samo przejście przez portal, skąd przychodzą potwory. Każdy ze stworów ma swój własny kod, dzięki któremu może przejść do naszego świat. Roboty, ani ludzie tego kodu nie mieli, więc musieliśmy chwycić się potwora, portal przeczytał jego kod i tak wbiliśmy się do ich świata. Z tym, że już jak bohaterowie wracali na ziemię, nie mieli tego kodu, nie trzymali się żadnego stwora. Dlaczego więc udało im się wydostać? Można by założyć, że kod jest potrzebny tylko w jedną stronę, wejścia, lecz potwory jedyne, co robiły to, wychodziły od siebie do nas, nigdy nie wracały. W takim razie w drodze od siebie na ziemię ten kod był potrzebny. W tym wypadku pozostaje pytanie, dlaczego udało im się wydostać?
Pomijam już przetrwanie wybuchu bomby nuklearnej przez jednego z robotów. Nie wiem z czego były zbudowane. Może z jakiegoś nowego super metalu, pokroju adamantium (niezniszczalny metal z uniwersum Marvela).

Ocena 6/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz