Pierwsza część „A Haunted House” była moim zdaniem, najlepszą parodią
ostatnich lat. Oczywiście daleko jej było od kina przynajmniej dobrego, ale na
tle innych podobnych produkcji („Poznaj moich spartan”, „Wielkie kino”,
„Wampiry to świry”) wypadła wręcz świetnie. I może nie jest to wielkie
osiągnięcie, mimo wszystko liczyłem, że druga część utrzyma poziom oryginału.
Tak więc spodziewałem się głupot, jednak zabawnych i nie próbujących na siłę
wyśmiewać kolejnych produkcji, dodając sceny kompletnie niepotrzebne w filmie.
Niestety druga część „A Haunted House” zawodzi na całej linii.
Nie będę skupiał się na opisywaniu fabuły, napiszę tylko, że stara się
ona wyśmiać głównie takie filmy, jak
„Sinister”, „Paranormal activity” (nie wiem, którą części, lecz to już raczej
nie ma znaczenia) oraz „Obecność”.
Obraz próbuje być zabawny głównie dzięki niezwykle ostentacyjnej grze Marlona Wayansa. O ile w pierwszej części
przynosiło to niekiedy jakieś plusy, w tej już tylko irytuje. Gwiazda
„Strasznego filmu” przesadza w robieniu z siebie idioty, przez co jego filmowe
show wygląda bardzo prymitywnie. Za dużo niepotrzebnych krzyków, wrzasków,
płaczu, a jak to się mówi, co za dużo to nie zdrowo. I w tym przypadku to
powiedzenie sprawdza się idealnie.
Główną wadą „A Haunted House 2” są jednak odgrzewane dowcipy, które w
ogóle nie śmieszą. Co gorsza, niektóre z nich widzieliśmy w poprzedniej części.
Zastanawiam się, czy twórcą naprawdę aż tak bardzo brakowało pomysłów na
kolejny nie śmieszny żart, że kopiowali samych siebie? Tylko po co? W efekcie
przyniosło to nie tylko kolejną niepotrzebną scenę, a nawet już wielki wstyd
dla scenarzystów.
Reszta produkcji składa się z przydługich, bezsensownych,
nieprowadzących donikąd dialogów, które w zamierzeniu pewnie miały śmieszyć.
Niestety nie tylko one nie czynią tego, a co więcej po prostu denerwują.
Nie wiem, czy da się w tym obrazie znaleźć jakieś pozytywne strony.
Jedynie za plus można uznać to, że w porównaniu z produkcjami Jasona Friedberga
i Aarona Seltzera („Poznaj moich spartan”, „Totalny kataklizm”, „Wielkie kino”)
wypada nieco lepiej. Mimo wszystko nie zmienia to odczucia zniesmaczenia po
seansie i chęci wyłączenia filmu po pierwszych 20 minutach.
Ocena 1/10